Ekskluzywny wywiad z Olgą Krzemińską, Prezes Agencji Power, na łamach magazynu „Tygrysy Biznesu”
Ola Krzemińska – kobieta z „powerem”, prezeska Agencji Power, liderka, przedsiębiorczyni, sportsmenka, społeczniczka, podróżniczka, mama, córka, przyjaciółka. Kim jeszcze jest Ola?
Wymieniłaś bardzo dużo rzeczy. Tak naprawdę w każdej z tych ról czuję się spełniona.
Która z tych ról jest dla Ciebie najważniejsza?
Odkąd mam dziecko najważniejsze jest dla mnie bycie mamą. Wszystko inne kręci się wokół tego. Kiedy masz dziecko, jesteś za nie odpowiedzialna. Musisz je tak kształtować, żeby wyrosło na poukładanego, wartościowego człowieka. Więc nawet jeśli chcesz ciężko pracować, to w poczuciu, że zapewniasz mu ochronę i stabilność. Praca również jest dla mnie ważna, z różnych powodów. Pracuję nieprzerwanie od 1993 roku, więc już ponad 32 lata. Od samego początku pracowałam bardzo ciężko. Dopiero niedawno znalazłam balans, do którego dążyłam.
Co napędza Cię do działania?
Moje życie można podzielić na kilka etapów. Pierwszy, to czas finansowych wyzwań. W latach 2001–2004 nieuczciwi zleceniodawcy doprowadzili firmę budowlaną mojego ojca do ogromnych problemów. Potem tata zmarł, a ja odziedziczyłam rodzinny dług. Pracowałam na trzy etaty i spłaciłam go w 2012 roku. To mnie napędzało – chciałam wyjść na prostą.
Dążyłam do równowagi. Prowadząc firmę, szukałam prostych rozwiązań i optymalizowałam koszty. W końcu udało się – kupiłam i spłaciłam biuro, magazyn, mieszkanie. Poczułam stabilizację.
W 2020 roku zostałam prezesem SOIT (Stowarzyszenia Organizatorów Incentive Travel) – sprawnie działającej organizacji branżowej, spełniłam marzenie o podróży do Australii… i wtedy nadeszła pandemia. Walczyłam o wsparcie dla rodziny, firmy i całej branży. Udało się, wszystko zdawało się wracać na właściwe tory. A potem wydarzyło się coś, czego nigdy bym się nie spodziewała – mój mąż i wspólnik odszedł w sposób, który całkowicie przewrócił moje życie do góry nogami.
Straciłam nie tylko pieniądze i majątek, ale przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa. Zostałam sama z firmą i wysokimi kosztami, z synem i dwoma dużymi psami, wracając do mojego małego mieszkanka. To był jeden z najtrudniejszych, ale i przełomowych momentów w moim życiu. Z jednej strony zawiodłam się na osobie, której ufałam bezgranicznie, z drugiej doświadczyłam ogromnego wsparcia od ludzi, którzy byli obok: przyjaciół, rodziny, pracowników, znajomych i zupełnie obcych osób.
Teraz patrzę na to wszystko inaczej. Wiem jedno – cokolwiek się wydarzy, dam sobie radę.
John C. Maxwell twierdzi, że to nie sukcesy, lecz porażki uczą nas najwięcej i najbardziej nas rozwijają. A jak Ty to widzisz na podstawie własnych doświadczeń?
Myślę, że każdy ma swój własny pogląd na ten temat. Niektórzy uważają, że to sukcesy, nagrody i uznanie motywują do działania. U mnie było inaczej. Przeszłam przez wiele trudnych momentów, ale zawsze działałam. Nie miałam wątpliwości, czy dam radę. Po prostu szukałam rozwiązań. Kiedyś z przyjaciółką doszłyśmy do wniosku, że wiele osób w mojej sytuacji mogłoby się załamać i poddać. Ja jednak od razu przechodziłam do działania. Niezależnie od tego, czy był to kryzys osobisty, finansowy, czy zawodowy – zawsze szukałam sposobów, by sobie poradzić.
Jak dziś definiujesz sukces w swoim życiu?
Dla mnie sukces jest powiązany z poczuciem bezpieczeństwa. To taki stan, w którym, poza realizacją celów zawodowych – które na szczęście są też moją pasją – mogę spełniać się w innych ważnych dla mnie sferach życia. Gdy pojawiają się trudne momenty, staram się równoważyć je tym, co daje mi radość. Czasem to podróż, czasem sport. Kiedyś działałam intensywnie, dziś coraz bardziej cenię regenerację, spokój, rozmowy z bliskimi. Zmienił się mój sposób radzenia sobie z wyzwaniami. Przeżywam je świadomie, analizuję, rozwiązuję krok po kroku, nie biorąc na siebie zbyt wiele naraz. Dawniej żyłam ekstremalnie – rodzina, sport, podróże, praca. Teraz jest w tym więcej harmonii i spokoju. I jest mi z tym dobrze.
A co pomogło Tobie osiągnąć równowagę?
Dużo pracowałam nad sobą. Uczestniczyłam w warsztatach, czytałam książki, rozwijałam swoją świadomość. Przez ostatnich ponad dziesięć lat zdobyłam ogromną dawkę wiedzy. Dzięki temu mam narzędzia, które pomagają mi żyć tak, jak chcę. Mogę też o sobie powiedzieć, że w dużej mierze jestem samoukiem. Zajmowałam się organizacją wyjazdów i wydarzeń. Trenowałam squasha. Byłam drugą zawodniczką w Polsce przez parę lat. Kiedyś w Polsce nie mieliśmy trenerów do squasha, większość rzeczy uczyliśmy się sami lub od kolegów. Podobnie było z przedsiębiorczością. Kiedyś nie było kursów dla przedsiębiorców ani szkoleń z rozwoju osobistego. Teraz to wszystko jest dostępne i ja korzystam z tego od dawna. Każdego roku zdobywam nowe narzędzia, które pomagają mi w życiu zawodowym i prywatnym, a także pozwalają mi dawać wskazówki innym.
Wspomniałaś, że sukces to dla Ciebie osiągnięcie bezpieczeństwa psychologicznego i finansowego – dla siebie i swojej rodziny. A co konkretnie uznałabyś za swój sukces zawodowy?
Dla mnie jest to sukces „ludzki”. Uwielbiam ludzi, uwielbiam się otaczać dobrymi, mądrymi i fajnymi ludźmi i to też się udało w pracy. Mam super zespół i mówię na nich “Power Team”, bo to rzeczywiście są mądrzy i kreatywni ludzie, z doświadczeniem i robią rzeczy niemożliwe. Właściwie robią to codziennie, bo organizacja wydarzeń i wyjazdów motywacyjnych na terenie całego świata czasami wydaje się niemożliwa. Są różne przypadki losowe, różne sytuacje stresowe, z którymi oni sobie doskonale radzą. Potrafią już na etapie tworzenia ofert przewidzieć różne rzeczy. A jeśli trafiamy na podatny grunt u klienta, to robimy mega kreatywne i trudne projekty. Tworzymy naprawdę świetne wydarzenia i wyjazdy. Dla mnie ten zespół jest podstawą sukcesu, zwłaszcza, że jest ze mną od lat. Mam szczęście do ludzi, zarówno zawodowo, jak i prywatnie. Budujemy relacje również na poziomie przyjacielskim, co jest dla mnie niezwykle ważne. Chcę, aby w firmie panowała stabilność, aby nie było ciągłych rotacji, a ludzie czuli się dobrze i naprawdę lubili tu pracować. Myślę, że udaje nam się to osiągnąć, mimo, że działamy w jednej z najbardziej stresujących branż na świecie. Według rankingów, zaraz po policjantach, strażakach i pielęgniarkach, to właśnie event managerowie mierzą się z największym poziomem stresu.

Czym kierujesz się przy wyborze współpracowników i partnerów biznesowych?
„Be a Hero” to jedno z naszych haseł, podobnie jak „Power to ludzie” – i rzeczywiście ludzie, zespół, to nasz znak rozpoznawczy. Dla mnie kluczowe jest, aby współpraca przebiegała sprawnie, a zespół tworzyły osoby ambitne, kreatywne i doświadczone. Zatrudniając nowych ludzi, nie kieruję się wyłącznie kompetencjami. Równie ważne są dla mnie ich wartości. To podejście towarzyszy mi od samego początku budowania biznesu, kiedy tworzyłam markę PowerSport. Power to nieprzypadkowa nazwa. Gdy budowałam markę, każda litera miała swoje znaczenie. Z czasem koncepcja ewoluowała, ale jedno pozostaje niezmienne – stawiam na dobrych ludzi z doświadczeniem, pasją i dobrą reputacją w branży. Kluczowe jest również to, aby zespół uzupełniał się kompetencyjnie, szczególnie w obszarze incentive i priorytetowych destynacji.
Cenię w ludziach optymizm, otwartość i gotowość do współpracy. Pracujemy na wysokich obrotach, więc dobre zrozumienie w zespole jest niezbędne. Wymaga to czasu i zaangażowania, szczególnie gdy ktoś nowy dołącza do ekipy, ale gdy wszystko zaczyna działać jak dobrze naoliwiona maszyna, duma jest ogromna.
Jakie według Ciebie kompetencje powinien mieć dobry lider?
Ostatnio brałam nawet udział w takiej debacie pt. “Kobieta lider” i analizowałam, czym różni się kobieta – lider od mężczyzny – lidera. Według mnie jako kobieta lider, kładę większy nacisk na kompetencje miękkie, współpracę, szacunek i zaangażowanie w zespole. Obserwując liderów-mężczyzn, wydaje mi się, że mam też mniejsze skłonności do ryzyka. Chociaż czasem myślę, że moje małe kroki, z innej perspektywy, mogą być uznane za kroki milowe. Moim zdaniem dobry lider to taki, który potrafi zjednoczyć zespół oraz potrafi się z nim komunikować w taki sposób, żeby wszyscy go rozumieli. Lider musi umieć osiągnąć cele, które stawia sobie i zespołowi. Na przykład moim celem jest to, żeby firma generowała takie zyski, żebyśmy wszyscy żyli w poczuciu bezpieczeństwa, spełnienia i mogli się rozwijać.
Jakie zasady w biznesie uważasz za święte?
Dla mnie najważniejsze są zawsze uczciwość, wiarygodność, lojalność. Bardzo ważne są także płatności. Podobnie jak w życiu prywatnym, nie tylko słucham, co dana osoba mówi, pisze czy oferuje w biznesie, ale też sprawdzam, czy to pokrywa się z jej faktycznymi osiągnięciami i działaniami. Nie wyobrażam sobie, żeby nie zapłacić komuś za usługę czy za coś, co się kupiło. Widzę na czarnych listach agencje eventowe, klientów czy podwykonawców, którzy nie płacą, i nie potrafię zrozumieć, jak takie firmy mogą w ogóle funkcjonować. Dla mnie to świętość. Płatności – czy to dla urzędów, czy dla podwykonawców – są priorytetem, bo firma musi być wiarygodna na rynku. To jest jedna z moich głównych zasad.
Jakie jeszcze zasady stosujesz w swojej agencji?
Stworzyłam sobie kilka zasad, których trzymam się od lat, obserwując rynek i agencje, które się rozwijają i które upadają. Po pierwsze, nie uczestniczę w przetargach z długimi terminami płatności, czyli nie kredytuję firm. Jeśli widzę, że płatność ma być po 60–90 dniach od realizacji, grzecznie odmawiam.
Po drugie, jeśli dowiaduję się, że klient wysłał zapytanie do kilkunastu agencji i każda z nich przygotowuje po 2–3 propozycje, to rezygnuję z udziału w takim przetargu. Uważam, że to brak szacunku do pracy agencji. Klienci powinni być edukowani przez wewnętrzne wytyczne lub stowarzyszenia branżowe, jak przeprowadzać przetargi w sposób uczciwy. Według mnie do przetargu powinny być zapraszane maksymalnie 3 agencje, po dobrym researchu firm na rynku. U klientów międzynarodowych zapytania wysyłane są zazwyczaj do jednej, maksymalnie dwóch firm. W Polsce często wygląda to inaczej, co moim zdaniem nie jest fair.
Po trzecie, jeśli wiem, że jakaś firma nie płaci swoim podwykonawcom lub działa nieuczciwie, nie podejmuję z nią współpracy. To są zasady, które stosuję i które sprawdziły się w mojej firmie. Dzięki nim działam w branży od lat i mam poczucie, że pracuję zgodnie ze swoimi wartościami.
Czyli wspierasz biznes na czystych i uczciwych zasadach.
Tak, uważam, że tak powinno się prowadzić firmę.
Jesteś laureatką wielu nagród branżowych, m.in. MP Power, Solidna Firma, Tygrysy Biznesu, Biznes Woman, Osobowość Roku, zdobyłaś odznakę Ministerstwa Sportu i Turystyki za zasługi dla branży turystycznej, byłaś też wielokrotnie na liście 100 najbardziej wpływowych osób w polskiej turystyce i Eventex na rynku światowym. Co dla Ciebie znaczą te nagrody?
To jest pochodna ilości pracy, którą wykonuję. Pracuję ciężko, a potem to jest doceniane. To oczywiście bardzo motywujące i jestem za to wdzięczna. Nie traktuję jednak tych nagród jako czegoś, co mnie definiuje. Wiem, że to efekt pracy całego zespołu, nie tylko mojej. Myślę, że pierwsze nagrody cieszyły mnie bardziej. Teraz umiem się z tego cieszyć, doceniam to i celebruję, ale nie jest to dla mnie najważniejsze. Bardziej cieszy mnie udany event i zadowolony klient niż statuetka na gali branżowej.
Uważam, że polska branża eventowa jest bardzo kreatywna i wykonuje swoją pracę na najwyższym poziomie. Niestety międzynarodowe nagrody i sukcesy naszej branży rzadko są nagłaśniane w mediach ogólnopolskich. A szkoda, bo naprawdę mamy się czym chwalić.

Za co najbardziej kochasz swoją pracę?
To się zmieniało na przestrzeni lat. Na początku uwielbiałam organizować wydarzenia i wyjazdy – planować je, realizować, a potem rozliczać. Podobała mi się ta kompleksowość. No i oczywiście możliwość poznawania nowych miejsc, bycia wśród ludzi i doświadczania tego wszystkiego na żywo. Początkowo były to wyjazdy turystyczne dla klientów indywidualnych (1997), ale potem rozszerzyłam ofertę na organizację eventów i wyjazdów motywacyjnych firmowych (2008). I wtedy pojawiła się nowa satysfakcja – im większe i bardziej skomplikowane wydarzenie udało się zorganizować, tym większą miałam motywację. Kiedyś było to wydarzenie na 10 tysięcy osób, potem na 12 tysięcy. I to często realizowane w ekspresowym tempie, z umową podpisaną zaledwie miesiąc wcześniej! Z czasem zaczęliśmy działać też zagranicą. Organizowaliśmy coraz większe firmowe wyjazdy motywacyjne, nagrodowe – najpierw dla 640 osób, potem dla 840. Za rok mamy nadzieję zorganizować wyjazd dla ponad tysiąca uczestników. To wymaga ogromnej logistyki: rezerwacji hotelu na wyłączność, organizacji atrakcji, koordynacji przelotów czarterowych, transportu autokarowego, dopilnowania, aby wszystko działało płynnie od momentu wylotu, aż do powrotu. Takie projekty planuje się około roku, ale satysfakcja z ich realizacji jest ogromna. Z biegiem lat mniej mnie napędza ta adrenalina związana z dużymi wydarzeniami, a coraz większą satysfakcję sprawia mi obserwowanie, jak to wszystko sprawnie działa. Lubię dopracowywać procesy, dbać o klientów, ulepszać organizację pracy.
Wysoko stawiasz poprzeczkę. Jakie widzisz dalsze możliwości rozwoju agencji?
2024 rok był naszym rekordowym rokiem pod względem obrotów, największego wyjazdu typu incentive travel. W tym roku także pozyskaliśmy dotację HORECA, dzięki której mogę zrealizować swoje marzenie sprzed 25 lat i stworzyć coś “sportowego”. Budujemy boiska do padla. Rozbudowujemy istniejący już klub przyjaciół, który specjalizował w aktywnościach tenisowych, o tę stosunkowo świeżą dyscyplinę. To coś nowego, ekscytującego i bardzo mnie cieszy. Nie lubię monotonii, powtarzalności, biurokracji.
Incentive Travel to przede wszystkim podróże do różnych, ciekawych zakątków świata. Wśród nich, które miejsce najbardziej Cię zaskoczyło i jakie wywarło na Tobie największy wpływ?
Myślę, że moje TOP to Jamajka. Kiedyś panował tam wirus, który spowodował wyludnienie. Brytyjczycy w XIX w. sprowadzili na wyspę setki tysięcy najsilniejszych Afrykańczyków. Rzeczywiście, kiedy przyjeżdża się na tę wyspę, czuć tam siłę. To kraj silnych kobiet i mężczyzn. Miałam okazję współpracować tam z organizatorkami wydarzeń. Kobiety na Jamajce są niezwykle doświadczone, mądre i zajmują wysokie stanowiska w bankach, przedsiębiorstwach i różnych branżach. To było dla mnie niesamowite odkrycie. Uważam, że powinno być więcej lotów z Polski na Jamajkę, to miejsce zdecydowanie warte odkrycia. Drugim krajem, który zrobił na mnie ogromne wrażenie, jest Australia. To było moje marzenie od dzieciństwa. No i Meksyk! Z tym, że Meksyk zobaczyłam w trochę inny sposób niż typowy turysta. Przez pryzmat szamanów i indiańskich obrzędów. I ja właśnie takie niezwykłe, niecodzienne rzeczy lubię najbardziej. Jestem typem sportowca. Mniej zwiedzam muzea, a bardziej eksploruję kraje przez aktywność sportową – zip-line, quady, nurkowanie, żagle i inne aktywności w wodzie. To jest coś, co zawsze robiłam i co najbardziej mnie przyciąga do nowych miejsc.
Czy masz jakiś codzienny nawyk lub rytuał, który pomaga Ci utrzymać równowagę w życiu?
Rytuał, który praktykuję od ponad roku, to codzienne czytanie. Wymieniamy się tekstami z przyjaciółmi – codziennie czytam wartościowe teksty, które ulepszają moje życie. To są treści z fajnych, rozwojowych grup na social media, książki motywacyjne, ale też inspirujące, które zawierają dużo fajnych cytatów i przypowieści. Wieczorem staram się przeczytać coś wartościowego albo posłuchać muzyki. Muzyka jest częścią mnie – w pracy, poza pracą, w samochodzie, wszędzie, gdzie jestem. Kojarzy z poszczególnymi wyjazdami, z ludźmi, ze wspomnieniami.
Masz jakiś ulubiony cytat, który towarzyszy Ci w życiu?
O, cytatów mam bardzo dużo. Tak naprawdę co roku inny – w zależności od okoliczności. Kolekcjonuję je. Ostatnio śmieję się, że mam bardzo prosty, ale oddający mój obecny stan ducha: „Nie trzeba się spieszyć, trzeba się cieszyć.” Bardzo prosty, ale prawdziwy. Trafiłam też na coś, co mnie poruszyło: “Pamiętaj o sobie, nie szkodząc innym. Dbaj o innych, nie szkodząc sobie.”
To o zdrowym stawianiu granic.
Tak, o dbaniu o siebie. To coś co zaczęłam robić, bo wcześniej zaniedbywałam siebie, skupiając się na innych. Teraz uczę się odbudowywać siebie i rzeczywiście dostrzegam, jak ważny jest balans w relacjach – w życiu, w partnerstwie. Przyglądam się temu, swoim relacjom, temu jak wygląda równowaga między braniem a dawaniem. Bardzo to szanuję i staram się być w tej równowadze.
Za co chciałabyś sobie podziękować?
Chciałabym sobie podziękować za wytrwałość. Za to, że w trudnych momentach życia nigdy się nie poddałam. Za to, że zawsze działałam. Za troskę dla ludzi. Za to, że niezależnie od momentu, w jakim byłam, robiłam to, co dawało mi radość i było zgodne z moimi wartościami. To rekompensuje mi wiele i daje codziennie taką pozytywną energię do życia. Najbardziej cieszę się z tego, że przez całe życie otaczałam się dobrymi, fajnymi ludźmi. To jest moje największe bogactwo.
Jakie jest Twoje marzenie?
Chciałabym dobrze wychować mojego syna – to dla mnie największa wartość. Czuję się spełniona w wielu obszarach życia, a moje marzenie jest proste: aby moi bliscy – rodzina, przyjaciele – byli bezpieczni, szczęśliwi i żyli w harmonii. Abyśmy mieli czas na siebie, na bliskość, na rozmowy i wspólne podróże, podczas których możemy po prostu być razem. Bo to właśnie ludzie i relacje nadają życiu prawdziwy sens.
Rozmawiała Daria Rzadkiewicz coach i mentor EIA EMCC, trenerka komunikacji, autorka publikacji z zakresu rozwoju osobistego i zawodowego
Foto: Piotr Suchecki https://paintedbylens.com/
